ATS 2500 GT. Samochód, który miał pokonać Ferrari.

Historia, którą chciałbym opowiedzieć tym razem ma swój początek jesienią 1961 roku. Wtedy to właśnie narastający od dawna w zakładach Ferrari konflikt osiągnął swoje apogeum. W czasach kiedy stery słynnej włoskiej marki osobiście dzierżył wielki Enzo Ferrari praca w tych niesamowitych zakładach musiała być naprawdę trudna. Nie jest tajemnicą, że Ferrari firmę traktował praktycznie jak swoje imperium, w którym każde jego polecenie było rozkazem, a wytyczone przez niego cele miały być bezwarunkowo realizowane przez całą załogę. Taki sposób prowadzenia przedsiębiorstwa nie podobał się kilku dość bliskim współpracownikom właściciela, którzy w zamian za swoje znaczne zasługi dla sukcesu marki liczyli na pewien udział w tak pożądanej przez wszystkich władzy. To właśnie końcówka roku 1961 roku była momentem, w którym zakładami w Maranello wstrząsnął potężny konflikt.  Grupa pracowników wśród, których byli  inżynier Carlo Chiti i szef zespołu rozwojowego Giotto Bizzarrini postawiła pracodawcy ultimatum: albo ten zmieni swój „sposób zarządzania”, albo oni poszukają sobie nowego zatrudnienia. Pomimo tego, że wspomnienie pracownicy byli firmie naprawdę potrzebni (trwały zaawansowane pracę nad niezwykle ważnym 250 GTO) wielki Enzo nie miał zamiaru zrzekać się swojej autorytarnej pozycji w skutek czego  naprawdę doświadczony zespół inżynierów  zaczął rozglądać się za nowym zajęciem.

Wspomniani już Carlo Chiti i Giotto Bizzarrini nie  czekali na nowego pracodawcę z założonymi rękami, postanowili sami zadbać o swój los i dodatkowo dopiec byłemu pracodawcy w bolesny sposób – postanowili stworzyć własny samochód sportowy. Chiti i Bizzarrini realizując swój plan szybko znaleźli zamożnego i wpływowego poplecznika w osobie hrabiego Giovanniego Volpi. Hrabia Volpi był wówczas popularnym i odnoszącym sukcesy menagerem wyścigowym, który w swoim zespole Scuderia Serenissima nie raz korzystał z wozów Ferrariego.  Korzystając z finansowego wsparcia arystokraty uzdolnieni projektanci  założyli własne przedsiębiorstwo ATS (Automobili Turismo e Sport), które miało rozpocząć produkcję sportowego samochodu drogowego, oraz rasowej wyścigówki formuły jeden. Założyciele firmy marzyli za pewne, że jeżeli stworzą udany samochód sportowy, a do tego pokonają wyścigówki z czarnym rumakiem w herbie w najważniejszej dla Ferrariego Formule Jeden, będą mieli okazja zasmakować słodkiej zemsty. Jak czas jednak pokaże stało się inaczej.

ATS 2500 GT

Autor: Luc106 (Praca własna) [Public domain], undefined

Samochód osobowy opracowany przez Automobili Turismo e Sport gotowy był już w 1963 roku. Eleganckie sportowe coupé, którego nadwozie opracował Franco Scaglione otrzymało mało wyszukaną nazwę: ATS 2500 GT. Nazwa jednak nie był najważniejsza, sercem zaprojektowanego przez Chiti’ego i Bizzarrini’ego wozu był  2.5 litrowy silnik o ośmiu cylindrach zdolny wytworzyć moc 210 koni mechanicznych (mający swoją drogą wiele wspólnego z silnikami, które twórcy samochodu projektowali dla Ferrari), sportowa pięciobiegowa skrzynia, oraz prawdziwa jak na tamte czasy nowość, którą było umieszczenie układu napędowego centralnie. W czasach gdy większość samochodów sportowych posiadała silniki z przodu ATS był jednym z pierwszych samochodów na świcie, w którym jednostkę napędową usytuowano tak jak we współczesnych autach sportowych.

Autor: Brian Snelson from Hockley, Essex, England (1963 ATS 2500 CT Coupé) [CC-BY-2.0], undefined
ATS 2500 GT nigdy nie został jednak pogromcą Ferrari. Do roku 1965 kiedy firma Automobili Turismo e Sport zakończyła swoją działalność udało się wyprodukować 8 kompletnych egzemplarzy i 4 nadwozia, trudno więc ten z pewnością piękny i ciekawy samochód nazwać udanym. Jeszcze gorzej układało się firmie ATS w Formule Jeden. Wystawiony przez nią samochód Tipo 100, który tak naprawdę był niemalże kopią wyścigówki Ferrari 156 ( stworzonej przez tych samych ludzi przed kilku laty), wystartował jedyni w pięciu wyścigach nie zdobywając nawet jednego punktu, mimo iż prowadził go sam Phil Hill, który wraz z konstruktorami opuścił Ferrariego.

Smutny koniec ATS nie był na szczęście końcem karier jego twórców. Bizzarrini rozpoczął współpracę z Lamborghini, a później założył własną markę. Chiti zaczął z kolei współpracę z Alfa Romeo tworząc firmę Autodelta swoisty dział rozwojowy marki. Hrabia Volpi dalej zajmował się wyścigami samochodowymi, za współpracę ze „zdrajcami” dosięgnął go jednak gniew Enzo Ferrariego, który przestał dostarczać mu swoje wozy.

Historia motoryzacji potoczyła się więc dalej. Ferrari pozostało najsłynniejszą włoską marką wyścigową, a historia z ATS udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że mimo swojego specyficznego sposobu rządzenia Enzo Ferrari zasłużenie pełni w historii motoryzacji zaszczytną funkcję króla samochodów wyścigowych.

Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że markę ATS próbowano przywrócić do życia. Pierwsza próba miała miejsce w latach siedemdziesiątych i zakończyła się spektakularną porażką. Druga próba zapowiedziana została w 2012 roku kiedy to zapowiedziano powrót ATS w  godnym naszych czasów wcieleniu jak będzie tym razem zobaczymy.

 

Wehikuł Pana Samochodzika – najwspanialszy samochód jaki jeździł po naszych drogach.

Dzisiaj będzie troszkę nietypowo, zamiast historii któregoś z mało znanych prawdziwych samochodów zajmiemy się najciekawszym polskim samochodem fikcyjnym. Zapraszam!

Podczas długiej historii motoryzacji po naszych polskich drogach jeździły najróżniejsze samochody. Przed II Wojną Światową najbogatsi Polacy byli w posiadaniu samochodów najwyśmienitszych wówczas marek, dzisiaj również nie trudno zobaczyć na naszych ulicach Porsche, Bentleya czy nawet Ferrari. Najmniej ciekawym pod tym względem okresem w naszej współczesnej historii wydaję się blisko pięćdziesięcioletni okres Polski Ludowej. W tamtych latach co prawda nieliczni kierowcy mogli cieszyć się z posiadania pojazdów renomowanych zachodnich marek, na drogach niepodzielnie rządziły jednak siermiężne wytwory gospodarek uspołecznionych.  Czytelnicy twórczości Zbigniewa Nienackiego wiedzą jednak, że to właśnie w tych nieciekawych wydawać by się mogło motoryzacyjnie czasach po nadwiślańskich szosach pędził najbardziej niesamowity pojazd w historii wehikuł Pana Samochodzika.

Dla tych, którzy nie mieli okazji zetknąć się z książkami Zbigniewa Nienackiego opowiem pokrótce kim był owy Pan Samochodzik i pod jakim względem jego pojazd wyróżniał się z masy wozów przemierzających ulicę PRL. Pan Samochodzik, a właściwie Tomasz N.N. jest jednym z najsłynniejszych bohaterów polskiej literatury przygodowej. Był muzealnikiem – detektywem, który na kartach dwunastu napisanych przez Nienackiego powieści rozwiązywał pasjonujące zagadki historyczne i skutecznie zwalczał złodziei dzieł sztuki chcących ograbić nasz kraj z cennych zabytków. W swoich pasjonujących przygodach Tomasz wielokrotnie wykorzystywał nieocenione zalety swojego niezwykłego samochodu, który ze względu na dość nietypowe zalety nazwany został wehikułem. Wehikuł Pana Samochodzika zwracał uwagę przede wszystkim  niecodziennym wyglądem, sam właściciel mawiał o nim, że wygląda jak „czółno na kołach”, lub bardziej dosadnie jak „larwa olbrzymiego owada”. Pokraczny na pierwszy rzut oka pojazd skrywał tak naprawdę wiele zalet. Upodabniający do łodzi kształt był skutkiem tego, iż ten niesamowity wóz był tak naprawdę amfibią i kiedy tylko zaszła potrzeba pozwalał swojemu właścicielowi szybko i sprawnie pokonywać najrozmaitsze zbiorniki wodne. Wehikuł Pana Tomasza był niezastąpiony również na zwykłych drogach dzięki wprost kosmicznym jak na ówczesne polskie realia osiągom. W czasach kiedy spora liczba jeżdżących po naszych drogach samochodów z trudem rozpędzała się do 100 kilometrów na godzinę, pojazd Pana Samochodzika bez najmniejszego wysiłku przekraczał prędkość ponad dwukrotnie wyższą. Swoje nietuzinkowe zalety ten fantastyczny samochód zawdzięczał swojemu twórcy wujowi bohatera powieści, uzdolnionemu inżynierowi i genialnemu wynalazcy. Zdolność pływania wehikuł zawdzięczał talentom technicznym swojego twórcy, wspomniane osiągi jakie rozwijał samochód były możliwe dzięki zamontowaniu w nim potężnego i wspaniałego silnika. Układ napędowy, który wprawiał w ruch pojazd Pana Samochodzika został okazyjnie pozyskany z rozbitego nieopodal Zakopanego samochodu sportowego i nie był to samochód byle jaki a wspaniałe Ferrari 410 Superamerica. To właśnie dzięki temu niezwykłemu samochodowi, który pod brzydką karoserią typową dla dość popularnych w tamtych czasach SAMów (samochodów amatorsko skonstruowanych przez osoby prywatne) skrywał tak wielkie możliwości, Pan Samochodzik mógł wyjść zwycięsko z tak wielu starć z przebiegłymi i bezwzględnymi złodziejami i handlarzami dzieł sztuki.

Zbigniew Nienacki tworząc postać Pana Samochodzika nie tylko dał rzeszą młodych ludzi pełną zalet postać do naśladowania, nie tylko zaszczepił w swoich czytelnikach miłość do przygody, polskiej historii i kultury, ale zrobił coś jeszcze – wypromował w naszym kraju markę Ferrari. Wielu miłośników motoryzacji (w tym ja) swoją miłość do samochodów a w szczególności do tej niezwykłej włoskiej marki zawdzięcza lekturze powieści Nienackiego. Gdyby nie fascynujące opisy wyczynów wyposażonego w silnik rodem z Maranello wehikułu, Ferrari była by dla wielu pasjonatów motoryzacji kolejną zwykła marką produkującą szybkie samochody. Przez dziesięciolecia wielbiciele przygód Pana Tomasza, czytali o wspaniałym i niezwykle szybkim robionym na zamówienie włoskim super samochodzie, którego silnik był sercem wehikułu ich ulubionego bohatera. Jednak Ferrari 410 Superamerica jest niestety dla wielu z nas samochodem mało znanym, podobnie jak większość wozów Ferrari z epoki poprzedzającej modele takie jak F40 czy Testarossa. Może warto więc poświęcić chwilkę i przyswoić sobie historię tego samochodu?

Tworząc swoją legendarną markę Enzo Ferrari doskonale orientował się w sytuacji na światowym rynku motoryzacyjnym. Włoski wizjoner wiedział, że aby firma Ferrari osiągnęła naprawdę wysoką pozycję w świecie motoryzacji nie wystarczy uznanie jakie marka szybko zdobyła w Europie. Kluczem do sukcesu było zdobycie rynku samochodów sportowych w Stanach Zjednoczonych. Potencjalni amerykańscy klienci mieli jednak nieco odmienne od bogaczy ze starego kontynentu wymagania w stosunku do samochodu sportowego. Aby zdobyć popularność w Europie samochód sportowy musiał być przede wszystkim szybki i posiadać doskonałe właściwości jezdne, dlatego europejskie samochody z tamtych lat posiadały wspaniałe silniki i piękne karoserie  lecz dość spartańskie wnętrza. Amerykańscy bogacze, którzy skłonni byli wyłożyć furę dolarów za sportowy samochód wymagali czegoś jeszcze. Ich samochód musiał być również wygodny i luksusowy. Począwszy od 1950 roku (3 lata po założeniu marki) Ferrari zaczęło wypuszczać modele tworzone z myślą o amerykańskim odbiorcy. Pierwszymi takimi samochodami były Ferrari 340 America  i zaprezentowany po dwóch latach jego następca model 375 America. Oba samochody powstały zaledwie w kilkudziesięciu egzemplarzach, do ich napędu stosowano silniki, których autorem był Aurelio Lampredi, model 340 rozwijał moc 196 koni mechanicznych, a 375 o blisko sto więcej.

Tak oto wyglądało oryginalne Ferrari 410 Superamerica.

Obydwa opisane wcześniej samochody były wspaniałe i szybko zdobyły serca amerykańskich milionerów (niewielka ilość wyprodukowanych sztuk wynikała z ówczesnym możliwości produkcyjnych marki, a nie braku popytu na samochody), jednak już w połowie lat pięćdziesiątych Enzo Ferrari przygotował z myślą o amerykańskim rynku zupełnie nowy samochód.

Ferrari 410 Superamerica swoją premierę miało na paryskim salonie samochodowym w 1955 roku na razie jako samo podwozie wyposażone w potężny pięciolitrowy, 12 cylindrowy silnik oznaczony: Type 126 autorstwa  Lamprediego. Silnik ten był lekko zmodyfikowaną wersją jednostki, która napędzała wówczas najmocniejsze wyścigówki z czarnym rumakiem na masce. Zastosowanie tak potężnego silnika nie dziwi jeśli pamiętamy, że miał on służyć do nadania jak najlepszych osiągów autu, które posiadać miało dość ciężkie luksusowe nadwozie. Zadania stworzenia odpowiednio luksusowej i eleganckiej karoserii podjęło się biuro projektowe Pininfarina i już niedługo zaprezentowano gotowy samochód.

Ferrari 410 Superamerica jak można było się spodziewać robił piorunujące wrażenie, warto dodać, że Pininfarina tak naprawdę zmodyfikował jedynie sylwetkę znaną wówczas z serii 250. Delikatne europejskie linię zostały jednak „zamerknizowane” licznymi ekskluzywnymi dodatkami, niezwykle bogato wyposażono również wnętrze. Kluczem do sukcesu tego samochodu, było chyba właśnie to, że był on luksusowy i pełen przepychu jak przystało na wóz dla amerykańskiego milionera zachowując przy tym europejską elegancję i delikatność. Krótko mówiąc Pininfarina jak zwykle spisał się na medal.

Pomimo tego, iż luksusowo wyposażony 410 Superamerica był wozem dość ciężkim (pierwsze egzemplarze ważyły ponad 1400 kilogramów) niewiarygodnie potężny jak na ówczesne standardy olbrzymi silnik V12 o mocy 340 koni nadawał mu imponujące osiągi. Samochód osiągał setkę w blisko 6 sekund, a prędkość maksymalna tego pełnokrwistego GT wynosiła około 240 kilometrów na godzinę. Ferrari 410 Superamerica nie był oczywiście samochodem tanim, w czasie premiery producent wycenił go na kosmiczną kwotę blisko 17 tysięcy dolarów.

Poznając historię tego wspaniałego samochodu warto pamiętać, że Ferrari wypuściło w sumie trzy generacje modelu 410 Superamerica. Pierwsza seria, o której wspomniałem wcześniej produkowana była w roku 1955 i powstała w 16 egzemplarzach. Druga seria modelu produkowana była w latach 1956 – 1957. Od tej serii począwszy samochód posiadał skrócony rozstaw osi dzięki, któremu był lżejszy i wizualnie zgrabniejszy. Przeprojektowano również karoserię, który upodobnił się do swoich „mniejszych” europejskich braci (zwłaszcza do modelu 250 GT). Samochody drugiej serii posiadały również zmodernizowany silnik, który dzięki wyższej kompresji i nowym gaźnikom Webera rozwijał wyższą moc – 360 koni mechanicznych. Według danych, do których udało mi się dotrzeć ta seria ograniczała się jedynie do 5 sztuk wyprodukowanych samochodów. Włosi jednak nie próżnowali i już 1958 roku zaprezentowali trzecią generację modelu. Największą zmianą było przemodelowane przez Pininfarinę nadwozie, które cechowały od teraz zakryte w myśl najnowszych trendów reflektory, wyraźnie ostrzejsze linię, oraz charakterystyczny owalny wlot powietrza z przodu samochodu. Kolejny raz wzmocniono również silnik wozu, którego moc wynosiła teraz 400 koni mechanicznych. Niestety była to ostatnia seria Modelu 410 Superamerica, jej produkcja zakończyła się w 1959 roku kończąc tym samym historie tego samochodu. W latach 1958 – 1959 zakłady w Maranello wyprodukowały 12 egzemplarzy trzeciej i ostatniej generacji. Koniec produkcji modelu 410 Superamerica był zarazem końcem historii potężnego silnika V12 Lamprediego w tej serii aut Ferrari. Produkowany od 1959 roku następca modelu 410 model 400 Superamerica był już wyposażony w mniejszy lecz równie mocny silnik V12 autorstwa inżyniera Colombo.

Na zakończenie przytoczę ciekawy fakt iż nie tylko genialny wujek Pana Samochodzika, nadał „sercu” modelu 410 Superamerica nowe „ciało”. Wykorzystując mechanizmy tego samochodu  konkurencyjna wobec Pininfariny firma nadwoziowa Ghia stworzyła swoją własną wizję 410 Superamerica. Ten niezwykle ciekawy pojazd o wyglądzie równie niezwykłym co wehikuł Pana Tomasza powstał również wyłącznie w jednym egzemplarzu.

Pod poniższym linkiem zdjęcie Ferrari 410 Superamerica pierwszej generacji.

Pod poniższym linkiem zdjęcie Ferrari 410 Superamerica drugiej generacji.

Pod poniższym linkiem zdjęcie Ferrari 410 Superamerica trzeciej generacji.

Tak oto wyglądał wspomniany projekt firmy Ghia.

 

Wracając jednak do tematu wehikułu, warto nadmienić, że polska kinematografia szybko zdała sobie sprawę z popularności książek z jego udziałem. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat powstały cztery filmy fabularne i jeden serial, w których śledzić możemy przygody dzielnego historyka sztuki i jego niezwykłego samochodu. Jak więc prezentował się ten interesujący środek transportu według filmowców?

Pierwszym filmem obrazującym losy naszych bohaterów jest zrealizowana w 1965 roku Wyspa Złoczyńców – ekranizacja  powieści pod tym samym tytułem.  Pojazd ogrywający w filmie rolę wehikułu można zobaczyć kilkukrotnie w poniższym filmiku.

Więcej zdjęć pojazdu pod tym adresem:

http://www.imcdb.org/vehicle_161374-Made-for-Movie-Volkswagen-Schwimmwagen.html

 

Po dokładnym przyjrzeniu się widać, że filmowy wehikuł to dość mocno zmodyfikowana niemiecka amfibia z czasów II Wojny Światowej VW typ 166 Schwimmwagen. Znamiennym faktem jest, że pojazd ten rozwijał jedynie ułamek mocy książkowego pierwowzoru, a  jego prędkość maksymalna to równe 80 km/h, jednak kinematografia potrafi czynić cuda i w jednej ze scen możemy podziwiać ów pojazd z łatwością wyprzedzający Simcę  Vedette. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, iż filmowy pojazd podobnie jak książkowy wehikuł potrafił sprawnie poruszać się po wodzie. Czy tak mógł więc  wyglądać prawdziwy samochód Pana Tomasza? Szczerze mówiąc wątpię, patrząc na jego anty-aerodynamiczną sylwetkę potrzeba by jeszcze jednego V12 aby samochód osiągnął chociaż 120 kilometrów na godzinę, a nawet jeśli udałoby mu się tego dokonać z tak wysoko umiejscowionym środkiem ciężkości i kołami rodem z Gaza, na pierwszym zakręcie zaliczyłby efektowne dachowanie.

Kolejną produkcją ukazującą losy Tomasza N.N. jest serial telewizyjny pod tytułem: Samochodzik i Templariusze. Przedstawiony w serialu wehikuł można zobaczyć w poniższym filmiku:

oraz pod tym linkiem:

http://www.imcdb.org/vehicle_157674-Volkswagen-Schwimmwagen-Typ-166-1940.html

Filmowcy znowu sięgnęli po sprawdzonego  Schwimmwagena, po raz kolejny kalecząc go niemiłosiernie. Na ekranie znów możemy podziwiać pojazd poruszający się po wodzie, oraz spektakularny pościg za wyraźnie przechodzonym Chevroletem Biscayne. Na obronę twórców tego naprawdę udanego serialu świadczy fakt, że przeczytali oni książkę i starali się upodobnić filmowy wehikuł do literackiego pierwowzoru. Samochód Pana Tomasza nie ma już linii nadwozia przywodzącej na myśl radziecki gruzawik. Jednak również i jego sylwetka nie ucieleśnia wszystkich przymiotów oryginalnego wehikułu. Patrząc na koła rodem z Warszawy wątpię by były one w stanie wytrzymać prędkość ponad 200 kilometrów na godzinę, a wyraźnie ugięte tylne koła nie pozwoliły by Tomaszowi przejść badań technicznych a co dopiero wyruszyć na szlak przygody.

Pomijając nakreślone przeze mnie nieścisłości wspomniane produkcję były naprawdę udane czego nie można niestety powiedzieć o następnych. Osoby o słabych nerwach proszę o zakończenie czytania ponieważ teraz zacznie się prawdziwy Teksas.

Nie wiem co palili twórcy  filmów Pan Samochodzik i Niesamowity Dwór, oraz Pan Samochodzik Kontra Latające Machiny, ale powinno być to zabronione razem z dopalaczami. Filmowcy tworząc te „wiekopomne” ekranizacje naprawdę wyśmienitych książek postanowili wehikuł przedstawić jako coś takiego:

https://www.youtube.com/watch?v=VNuhV0QP7Tg&list=PLD12B33242687E6BB

Zdjęcie poniżej:

http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/3/z/roz3789487.jpg

Tym razem producenci filmów zerwali z   tradycją wykorzystywania w roli wehikułu Schwimmwagena i wybrali coś z naszego podwórka. Ofiarą ich diabolicznej wizji został biedny prototyp Lekkiego Pojazdu Terenowe LPT, który z myślą o wojsku stworzył Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Faktem jest, że LPT faktycznie potrafił pływać, jednak jego konstrukcja bazującej na Fiacie 126p (między innymi silnik) raczej nie upodabniała go do książkowego pierwowzoru. Jakby tego było mało filmowcy „przyozdobili” pojazd w dość dziwny sposób. Sześciokołowy samochodzik z reflektorami w kształcie oczu, atrapą chłodnicy rodem z Rolls Royce’a, komputerem Atari, parasolem ogrodowym i kominem od piecyka na pokładzie wyglądał doprawdy groteskowo jeśli nie tragicznie.

Polska kinematografia pomiędzy dwoma wspomnianymi przed chwilą filmami popełniła jeszcze jedną zbrodnie na twórczości Nienackiego, tym razem we współudziale z bratnią kinematografią Czechosłowacką. Gotów jestem postawić tezę, że wszystkiemu winna jest rozwijająca się w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych telewizja kablowa i piracki rynek wideo. Do kraju trafiają kasety z filmami o Jamesie Bondzie, oraz serialem Knight Raider, które wyraźnie natchnęły producentów ostatniego z filmów, o których wspominam. Pan Samochodzik i Praskie Tajemnicę bo to o nim mowa, nakręcony został w 1988 roku. W filmie brutalnie pominięto wszystkie cechy wehikułu, które charakteryzowały go w powieściach Nienackiego. Filmowy pojazd jest super zaawansowanym technicznie latająco–pływającym i  w pełni skomputeryzowanym pojazdem przyszłości, który dodatkowo potrafi mówić. Wspomniane cechy sprawiają, że amerykański KITT wygląda przy nim jak przestarzały o co najmniej dwie dekady rupieć. Niestety twórcy filmu zapomnieli, że nie pracują w Hollywood tylko w Polsce, w związku z czym wykonany w ramach naszych ówczesnych możliwości super wehikuł wygląda jakby ktoś na podwoziu jakiegoś wschodnioeuropejskiego (przestarzałego) samochodu postawił do góry nogami pomalowaną na czarno wannę. Nie mam pojęcia na podstawie jakiego wozu zrobiono to cacko i prawdę powiedziawszy nie ma to żadnego znaczenia (podobno bazowano na Skodzie), wydaje mi się jedynie, że projektant filmowego wozu widział kiedyś w Motorze zdjęcia projektu nadwozie dla Warsa autorstwa Cezarego Nawrota i na podstawie tego co zapamiętał zaprojektował cały pojazd. Tak wygląda wspomniany projekt inżyniera Nawrota:

http://images27.fotosik.pl/157/4425fd4ea9528a47.jpg

A tak wyglądał filmowy wehikuł:

http://www.imcdb.org/vehicle_61113-Made-for-Movie.html

 

Aby tradycji stało się zadość po raz kolejny zadam pytanie czy tak mógł wyglądać prawdziwy wehikuł? Ha, ha , ha! Obserwując samochód na ekranie wyraźnie rzuca się w oczy delikatność jego futurystycznego nadwozia. Jestem pewien, że gdyby nawet pojazd rozpędził się do prędkości opisywanych w powieściach, pęd powietrza zerwałby z niego plastykową karoserię ukazując podwozie czechosłowackiej Skody.

Kończąc powoli ten wpis chciałem wyrazić swoje trzy grosze na temat tego jak mógłby wyglądać prawdziwy wehikuł Pana Samochodzika. Według mnie odpowiedź jest prosta. Ten wspaniały pojazd wygląda dokładnie tak jak wyobrażamy go sobie czytając książkę (chyba, że jest się scenografem Praskich Tajemnic, Latających Machin czy Niesamowitego Dworu wtedy wehikuł wygląda całkowicie inaczej), każdy z nas przeżywając przygody Pan Tomasza widział oczami wyobraźni jak swoim wehikułem pędzi on po polskich szosach na spotkanie kolejnej przygody i niech tak zostanie.

 

Na zakończenie chciałem zaznaczyć, że powyższy wpis nie powstałby z pewnością gdyby nie nieograniczona skarbnica wiedzy na temat Pana Samochodzika, jego wehikułu, oraz niesamowitych przygód jaką jest poświęcone im Forum Miłośników Pana Samochodzika, na które korzystając z okazji chciałbym wszystkich dawnych, aktualnych i przyszłych czytelników przygód Pana Tomasza zaprosić.

bf4j

 

Samochód dla przywódcy imperium.

Kto z nas nie chciałby choć przez chwilę poczuć się jak ktoś wyjątkowy? Wyróżnić się z tłumu, sprawić by inni patrzyli na nas z zazdrością graniczącą z podziwem, a co najważniejsze pokazać przeciętnym zjadaczom chleba, że jest się naprawdę ważną personą. Przedmiotem, który niezwykle łatwo może nam pomóc w realizacji opisanego marzenia jest oczywiście samochód. Pytanie tylko jaki wóz wybrać? W dzisiejszych czasach  samochody nawet najbardziej wyśmienitych marek uległy wyraźnej dewaluacji. Elitarne do niedawna Mercedesy widuje się na naszych drogach prawie co chwilę,  co gorsza limuzyny z gwiazdą szczególnie upodobali sobie taksówkarze co zupełnie niweczy efekt elitarności. BMW i Audi to na pewno bardzo dobre i zasłużenie podziwiane wozy, ale ostatnimi czasy kojarzą się one bardziej z parkingiem przed dyskoteką niż z wyższymi sferami. Może trzeba więc sięgnąć po samochód z najwyższej półki? Co  podkreśli lepiej naszą „wyjątkowość” niż Rolls Royce, Bentley, Lamborghini czy Ferrari? Nic bardziej błędnego, nawet jeśli stać nas będzie (czego wszystkim życzę) na zakup najnowszego modelu, którejś z tych zacnych marek dołączymy jedynie do coraz większego grona piłkarzy, gwiazd seriali czy też prezenterów talk – show, którym się poszczęściło i przeżywają właśnie swoje pięć minut. Czy na świecie nie ma więc samochodu, który pozwoliłby swojemu posiadaczowi wzbić się ponad motoryzacyjną codzienność i który podczas każdego przejechanego kilometra drogi podkreślałby nietuzinkowość i pozycję społeczną swojego właściciela? Ależ oczywiście, że jest taki samochód i jak wiele monumentalnych, wspaniałych i onieśmielających rzeczy stworzyli go nasi bracia Rosjanie.

Rosja to niesamowity kraj, który od niepamiętnych czasów regularnie dokonywał rzeczy niemożliwych. Zbudować metropolię na bagnach – nic prostszego, obalić Hitlera – już się robi, polecieć w kosmos – nie ma sprawy. Nic więc dziwnego w tym, że głowa takiego  kraju nie może podróżować zwyczajnym samochodem, jak nie przymierzając dyrektor byle korporacji czy też lepiej zarabiający piłkarz. Od kilkudziesięciu lat do transportu rosyjskich osobistości służą potężne i na swój rosyjski sposób luksusowe limuzyny ZIŁ.

Ził 41047 w całej swej okazałości.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Kremlin.ru w Wikimedia Commons

Najpopularniejszymi  z ekskluzywnych pojazdów ZIŁa są produkowane w latach 1988 – 2002 (oraz krótko w 2010 roku) modele ZIL-41047 i ZIL-41041. 41047 to najbardziej ekskluzywna wersja z przedłużonym nadwoziem o długości ponad sześciu metrów, w którym znajdzie się miejsce dla siedmiu osób. Model 41041 to wersja znacznie mniejsza, której nadwozie mierzy „zaledwie” 5,75 metra i zabiera na pokład o dwie osoby mniej. W szerokiej gamie rosyjskiego producenta można było znaleźć jeszcze między innymi: model 41044 (naprawdę ładny kabriolet) lub model 41052 (opancerzoną limuzynę). Jeżeli porównamy ZIŁa z zachodnią konkurencją jedynie pod względem rozmiarów karoserii, na pewno znajdziemy podobne, a może nawet i większe samochody, żaden z nich jednak nie będzie mógł równać się z ZIŁem pod względem wywieranego wrażenia. Rosyjska limuzyna jest nie tylko ogromna, jest po prostu monumentalna, a sporą bryłę nadwozia dodatkowo podkreśla stylistyka rodem z apogeum zimnej wojny. Ził po prostu ocieka chromem, a linie jego karoserii są tak kanciaste, że można by od nich rysować figury geometryczne. Na drodze wśród zwyczajnych samochodów ZIŁ wygląda jak krążownik pośród żaglówek Omega, albo raczej jak kolejna tajna superbroń opracowana w ZSRR z myślą o zmiażdżeniu zgniłego zachodu.  Projektanci Ziła wyraźnie wzorowali się na najlepszej epoce amerykańskiej motoryzacji, ZIŁy jednak królowały na rosyjskich drogach jeszcze długo po tym jak ich amerykańscy protoplaści zbłądzili w kierunku plastikowych wozidełek.

Czyż ten kabriolet nie jest piękny?
Kremlin.ru [CC-BY-3.0], via Wikimedia Commons
Prawdziwa limuzyna nie może jednak obejść się bez odpowiedniego napędu, który zdoła wprawić w sprawny ruch komfortowo wyposażone nadwozie, a w razie niebezpieczeństwa pozwoli szybko wywieźć podróżujących samochodem notabli poza strefę zagrożenia. ZIŁ wyposażony był w gaźnikowy silnik benzynowy V8 własnej konstrukcji, który wytwarza moc rzędu 315 koni mechanicznych. Napęd na koła samochodu przekazywany jest za pomocą automatycznej trójstopniowej skrzyni biegów. Jeżeli o osiągach mowa to prędkość maksymalna ZIŁa, określona została przez producenta jako: „nie mniejsza niż 190 km/h”, warto zaznaczyć, że odnosi się to do samochodu z dwiema osobami na pokładzie. Spalanie limuzyny podczas tak zwanej jazdy ekonomicznej podobno oscyluje w granicach 22- 26 litrów na sto kilometrów.

 

Ził w swoim naturalnym środowisku.
Kremlin.ru [CC-BY-3.0], via Wikimedia Commons
Rozpisując się o estetyce karoserii, mocy silnika i osiągach tego pałacu na kołach, zapomniałem o tym co dla limuzyna najważniejsze – wnętrzu. Podróżujący ZIŁem pasażerowie nie mogli narzekać na brak wygód, szerokie na ponad dwa metry nadwozie gwarantuje komfort nawet najwybredniejszym dostojnikom państwowym.  Wnętrze o ponadczasowej stylistyce starej rezydencji cieszy oczy eleganckimi detalami i ogromną ilością wstawek z najprawdziwszego drewna. Wrażenie robi również przednia część  kabiny czyli miejsce pracy zwykłego kierowcy, w której oprócz dwóch ogromnych foteli rodem z salonu myśliwskiego udało się zmieścić deskę rozdzielczą z konsolą centralną przypominającą średniej wielkości szafę gdańską.

Jeżeli udało mi się kogoś zachęcić do tego naprawdę interesującego samochodu to mam dla niego dobrą wiadomość. Marząc o własnym Zile nie musimy ograniczać się do używanego wysłużonego egzemplarza, prezydent Putin, konsekwentnie realizując politykę przywrócenia Rosji dawnej chwały ogłosił jakiś czas temu rozpoczęcie programu budowy nowej rosyjskiej flagowej limuzyny. Może więc wkrótce podczas kolejnej Parady Zwycięstwa będziemy cieszyć oczy nowym samochodem na miarę rosyjskich możliwości?

 

Dla zainteresowanych tym wspaniałym samochodem załączam odnośniki do:

Ciekawego materiału wideo na temat Ziła:

Ziły w akcji:

Zmodernizowana limuzyna – Ził 4112R z 2012 roku:

Jedna z wizualizacji Ziła przyszłości: