Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale może coś jeszcze będzie z naszej motoryzacji?

Ostatnimi czasy w temacie polskiej motoryzacji nie wydarzyło się zbyt wiele dobrego. W Warszawie przechodniów straszą rozbierane cegła po cegle hale upadłego FSO, poważne kłopoty ostatnio przeżywał Autosan, a jeszcze wcześniej Solbus. Oczywiście są jeszcze takie firmy jak wspaniale prosperujący Solaris, celujący w wąską grupę zamożnych klientów Leopard, czy też specjalizujący się w pojazdach militarno-specjalistycznych AMZ Kutno. Co jakiś czas w naszych mediach pojawiają się nawet rewelacyjne zapowiedzi nowych polskich konstrukcji, które już za niedługo wyjadą na nasze drogi (niestety na tym się przeważnie kończy). To wszystko to jednak naprawdę nie wiele jak na możliwości prawie 40 milionowego kraju o sporym potencjale technicznym. Oczywiście ktoś mógłby w tej chwili powiedzieć, że przecież w Polsce produkuje się całkiem sporo samochodów, są przecież chociażby fabryki w Tychach i Gliwicach. Tak to prawda, jednak fakt, że wytwarzane w nich auta są wyłącznie produktami zagranicznych firm nie poprawi humoru osobom, które marzą o prawdziwie polskiej motoryzacji.

Brak własne liczącej się na europejskim rynku marki produkującej na wielką skale samochody osobowe sprawia, że pozostaje nam cieszyć się z tego co mamy. Dowodem na to, że jest jeszcze nadzieja na powrót prawdziwie polskich samochodów jest odrodzenie dawno zapomnianego już przez wielu producenta z Dolnego Śląska. Zakłady Jelcza, do których ostatnimi czasy uśmiechnął się los swój najlepszy okres przeżywały oczywiście w czasach PRL. W tamtym okresie po całej Polsce, oraz kilku innych krajach jeździły produkowane w Jelczu-Laskowicach samochody ciężarowe, autobusy i autokary. Oczywiście część produktów tej marki jak chociażby popularne autobusy było po prostu pojazdami licencyjnymi, nie zmienia to jednak faktu, że stały się one jednymi z ikon naszego rodzimego przemysłu samochodowego.

Kłopoty zakładów zaczęły się w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to napływ coraz tańszych używanych pojazdów z zachodu Europy odbierał Jelczowi klientów. Utrzymanie produkcji autobus było możliwe dzięki zamówieniom przedsiębiorstw komunikacyjnych z całej Polski, bardzo ciężko było się Jelczowi jednak utrzymać w sektorze ciężarówek. Mocno przestarzałe polskie konstrukcje nie wytrzymywały porównania nawet z kilkuletnimi wozami zachodniej konkurencji, sytuacji nie ratowały nawet bardzo dobre ciężarówki „uterenowione” mająca za sobą epizod w rajdzie Paryż – Dakar. Punktem kulminacyjnym problemów jelczańskich zakładów był początek XXI wieku, kiedy to załamała się sprzedaż autobusów, którą ostatecznie zakończono w Jelczu w 2008 roku.

Po tej smutnej dacie o Jelczach wszelki słuch zaginął, mało kto zdawał sobie wtedy sprawę z tego, że coś z tej wielkiej niegdyś fabryki przetrwało. Tym czymś była spółka Jelcz Komponenty (od niedawna Jelcz Sp. z o.o.), która nadal kontynuowała produkcje samochodów ciężarowych. Niestety produkcja ta odbywała się na niewielką skale i dotyczyła jedynie specjalistycznych pojazdów wojskowych, których próżno szukać na rynku cywilnym. Warto w tym miejscu wspomnieć, że to właśnie w firmie Jelcz Komponenty w roku 2010 opracowano pierwszy polski samochód ciężarowy z napędem 8×8 jest nim Jelcz P882.

Pomimo tego, że współczesne Jelcze są wykorzystywane w naszej armii do różnego rodzaju zadań od ciągnika siodłowego po podwozia do montażu potężnych haubic, ich produkcje trudno określić było jako wielkoseryjną. Sytuacja diametralnie zmieniła się w roku 2012 kiedy właścicielem zakładów stał się potężny gracz na naszym rynku zbrojeniowym jakim jest Huta Stalowa Wola. HSW było zainteresowane pozyskaniem zakładu dlatego, że samochody Jelcz są wykorzystywane jako nośnik oferowanego przez hutę uzbrojenia. Poczynione przez zakłady ze Stalowej Woli inwestycję nie tylko jednak ustabilizowały funkcjonowanie jelczańskiej firmy, ale umożliwiły również rozszerzenie oferty. To dzięki wsparciu nowego właściciela światło dzienne ujrzał opracowywany w Jelczu od 2011 roku projekt nowego średniego samochodu ciężarowego wysokiej mobilności.

To właśnie ten nowy, zaprezentowany w 2013 roku pojazd budzi moje nadzieję na jako takie jutro polskiej motoryzacji. Potwierdzeniem świetlanej przyszłości Jelcza jest zamówienie jakie na ten samochód złożyły Siły Zbrojne RP, które w listopadzie ubiegłego roku zamówiły ponad 900 sztuk wozu. Niezłe właściwości pojazdu, oraz jego uniwersalna konstrukcja sprawiają, że ma on szansę stać się godnym następcą legendarnego Stara 266, a dzięki zamówieniom od naszego wojska, oraz armii innych krajów będzie może jedną z niewielu w ostatnich latach polskich konstrukcji motoryzacyjnych, której produkcja liczona będzie w tysiącach zamiast setek czy dziesiątek egzemplarzy.

Nie znam się szczególnie na kwestiach technicznych pozwolę sobie jednak przytoczyć kilka istotnych danych na temat nowego samochodu. Jelcz 442.32 Bartek, bo taka jest jego pełna nazwa napędzany jest 6 cylindrowym wysokoprężnym 320 konnym silnikiem Mercedesa przystosowanym do celów militarnych przez  firmę MTU (w przyszłości silniki do samochodów mają powstawać w Polsce). Moc na koła (oczywiście samochód posiada napęd 4×4) trafia za pośrednictwem 9 biegowej skrzyni manualnej. Ładowność wojskowej ciężarówki na szosie wynosi 6 ton, w terenie oczywiście mniej (około 4 ton), samochód ma ponadto bardzo dobre właściwości terenowe, do których zaliczyć można np. duże kąty natarcie równe 35 stopniom. Pokonywanie stromych przeszkód ułatwiają składane zderzaki, oraz zdejmowane osłony boczne. Prędkość maksymalna ciężarówki wynosi około 110 km/h jednak ze względów bezpieczeństwa ograniczono ją elektronicznie do 85 km/h. Samochód dostępny będzie zarówno w wersji opancerzonej jak i zwyczajnej.

Inwestycja w jelczańską fabrykę Huty Stalowa Wola, oraz lukratywny kontrakt od wojska wydają się świadczyć, że to jeszcze nie koniec rozwoju marki. Zaledwie kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja o otwarciu przez firmę kolejnej linii montażowej, która pozwoli zwiększyć produkcję. Poza tym w zakładach powstają kolejne nowe projekty specjalistycznych pojazdów. Mam nadzieję, że odrodzenie jeszcze jednej naszej marki to  kolejna przysłowiowa jaskółka zwiastująca rozwój polskiej motoryzacji. Kto wie może już za kilka lat dzięki dostawom dla wojska Jelcz wzmocni się na tyle, że w zakładach zdecydują się również  na powrót do produkcji cywilnej?

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *